Spisko-orawskie świętowanie w Krakowie w 1990 r.

Spisko-orawskie świętowanie w Krakowie w 1990 r.

Spisko-orawskie świętowanie w Krakowie w 1990 r.
30 lat temu powrót części Orawy i Spisza do niepodległej Polski świętowaliśmy w Krakowie. To była 70. rocznica. Wyjątkowa bo pierwszy raz obchodzona w kraju odradzającym się po latach komunizmu.

Krakowskie obchody w dniach 20-21 października 1990 r. zostały zorganizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Orawy i Związek Polskiego Spisza. „Były to chwile głębokiej modlitwy, pełne wzruszeń i przeżyć. Chwile, które wszystkim głęboko utkwiły w umysłach i sercach” – wspominał ks. Władysław Pilarczyk.
W Bibliotece Miejskiej zaprezentowano wybór polskiej literatury poświęconej historii, kulturze, sztuce Orawy i Spiszą. W Śródmiejskim Ośrodku Kultury odbyła się sesja naukowa, a Sali Klubu Garnizonowego rozbrzmiała muzyka przy której swoje talenty zaprezentowały zespoły regionalne.
Ikoną tamtych dni pozostały obrazy Orawian i Spiszaków obwieszczających swoją radość z obchodzonego jubileuszu w otwartej przestrzeni miejskiej.
„Zrobiło się gwarno i kolorowo” – pisał ks. Pilarczyk – „Dwa autokary z Orawy i jeden ze Spiszą przywiozły do Krakowa zespoły regionalne. W barwnym korowodzie udały się ul. Sienną na Rynek Główny. Andrzej Haniaczyk na rogu pasterskim dawał znak mieszkańcom Krakowa, że dzieje się coś niezwykłego, a dzieci z Jabłonki na dzwonkach pasterskich wygrywały melodie orawskie. Skoczne melodie wygrywały też pozostałe kapele. Na Rynku Głównym zespoły dały dla mieszkańców Krakowa krótki koncert muzyki, tańca i pieśni. Następnie ul. Szewską udali się do kolegiaty św. Anny na Mszę św.”
W czasie liturgii okolicznościową homilię wygłosił ks. prof. Józef Tischner. Dzięki utrwaleniu na łamach „Orawy” (1991) po latach możemy wrócić do słów księdza-góralskiego filozofa.
* * *
Homilia Ks. prof. dr hab. Józefa Tischnera wygłoszona w niedzielę 21 października 1990 r. na uroczystości 70-leeia przyłączenia Orawy i Spiszą do Polski.
Mamy dzisiaj w Kościele Św. Anny gości, niezwykłych ludzi ze Spiszą i Orawy, którzy odwiedzili Kraków, aby tutaj święcić 70- lecie ustalenia południowej granicy Polski. Chcemy przy tej okazji wspomnieć ludzi, którym sprawa granic i sprawa Polski, szczególnie leżała na sercu. Chcemy się za nich pomodlić, a pomodlić dlatego, że w pewnym sensie my wszyscy z nich. Ale zanim do tego wrócimy, proponuję abyśmy się przenieśli myślą w tamte czasy.
Niech to będzie na przykład rok 1910, kiedy w Krakowie odbywają się niezwykle Uroczystości Grunwaldu. W tym mniej więcej czasie żyje w Zakopanem słynny rzeźbiarz Wojciech Brzega, który opisuje w pamiętnikach swoich, jak jeden z jego znajomych górali w Zakopanem, w którym wówczas częściej można było słuchać mowy niemieckiej niż polskiej, gdzieś w izbie ciemnej, a może w karczmie nad kuflem piwa, ściszonym głosem przepowiada przyszłość i mówi: będzie wojna. A potem jeszcze bardziej ścisza głos i dodaje: słuchajcie chłopy będzie Polska. Co wtedy te słowa znaczyły dla ówczesnych ludzi? Czym była ta Polska, której nie było, a przecież była? Pomyślmy, czym była Polska dla górali, właścicieli tatrzańskich hal, którzy w swoich skrzyniach przechowywali pieczołowicie dokumenty z. podpisami królów polskich jako nadania własności? Czym była Polska dla dzieci Spiszą i Orawy, które w domu mówiły po polsku, a w szkole uczyły się pacierza po węgiersku? Czym było wspomnienie Polski w jednej ze wsi Spiszą, w której na cmentarzu spoczywa pielęgnowany grób z tajemniczym napisem: tutaj spoczywa Rycerz Litewski, który w tej wsi umarł wracając z Odsieczy Wiedeńskiej.
Czym była Polska wtedy przed I wojną światową w roku 1910?
Ksiądz Ferdynand Machay wielki patriota tamtej ziemi napisał książkę pod tytułem: „Moja Droga do Polski”. Pisze w tej książce, że jeżeli o niego chodzi, to odkrył Polskę w duszy swojej, gdy w 1910 roku przyjechał do Krakowa, aby uczestniczyć w obchodach rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Był wtedy w Kościele Mariackim, w którym po wielu latach zostanie proboszczem i pisze tak: „nabożeństwo w Kościele Mariackim i odśpiewane tam hymny Boże coś Polskę i Boże Ojcze Twoje Dzieci rozgrzały zimne dotąd serce. Och to nabożeństwo! Co to była za doniosła chwila zrozumienia tych dwóch słów: My w niewoli.”
Spróbujmy teraz zestawić te dwa powiedzenia. Powiedzenie górala z Zakopanego i stwierdzenie Ks. Ferdynanda Machaya w roku 1910. Tam „chłopy będzie Polska” i to: „my w niewoli”. My i w niewoli. Tylu nasi tacy my, a jednak w niewoli i to drugie: będzie, przybędzie, będzie Polska.
Niewątpliwie ta ich Polska wyrastała jakoś z religii. Nie tylko Kościół Mariacki, ale każdy kościół przypominał wtedy o Ojczyźnie. Z kościoła wyniósł Polskę Piotr Borowy z Lipnicy Wielkiej. Niezwykła to postać, artysta i mistyk w jednej osobie. Pisarzem został mając 71 lat. Jego tekst „Sąd Grzesznika sam nad sobą” jest arcydziełem. To arcydzieło literatury religijnej, literatury życia wewnętrznego.
Wsłuchajmy się w słowa Pietra Borowego, są zwięzłe, krótkie każde jest jakby strzałem w sedno sprawy.
“Jak poznać siebie i swoje zło, kiedy pychę mam?
Jak Boga miłować, kiedy mu się zawsze o święcie myśli?
Jak się grzechu uwarować, kiedy tych, com nagrzeszył, nie mogę żałować?
Jak siebie miłować, kiedy dużo złego w sobie mamy?”
Piotr Borowy stoi przed Bogiem i w tym momencie, w tej chwili opada z niego wszelkie kłamstwo, wszelka dwuznaczność. Jest przed Bogiem taki, w absolutnej nagiej prawdzie. Ta prawda bije z każdego słowa. Siła tej postaci stojącej nieustannie wobec Boga, jest siłą jego prawdy.
Piotr Borowy chodzi od wsi do wsi i opowiada o Polsce, że: będzie Polska. A Polska? Polska to matka, wielka matka, a ta matka – jest święta.
Spisz i Orawa to krainy pogranicza. Jak każde pogranicze tak i one niosą w sobie wiele bardzo bolesnych problemów. Ale obok problemów bolesnych mają pogranicza także swoje wartości. Jest jakiś „geniusz loci pogranicza”, bo pogranicze jest zawsze miejscem spotkań wielu kultur. A ze spotkania kultur, ze ścierania się wpływów rodzi się coś nowego, nowa jakość kultury i dlatego jeśli zechcecie kiedyś przejść przez wsie podhalańskie, wsie Spiszą i Orawy i dobrze się im przyjrzycie, zobaczycie, że każda wieś ma swoją kulturę, swoją nutę, swój zaśpiew, swój sposób mówienia. A wiemy, że kultura to jest jakby zwierciadło, które odbija prawdę o człowieku. Jeśli zwierciadło pęknie, to wtedy człowiek traci prawdę o sobie.
Kultura tych ziem jest bogata przez to, że właśnie jest kulturą pogranicza i jeśli istnieją jakieś spoty między rozmaitymi narodowościami na pograniczach, to trzeba jednak szczególnie podkreślić, że kiedy spory te osiągają poziom kultury, wtedy znikają sprzeczności, a rodzi się wspólnota prawdy o człowieku, o jego losie, o miłości, o nienawiści, o wielkości i nędzy.
Spisz i Orawa, a także Podhale, to dlatego wyjątkowe tereny polskie, że są one wciąż żywym źródłem prawdy o człowieku. Trzeba powiedzieć, że ze Spiszą i Orawy wywodzi się wielu duchownych naszej i nie tylko naszej diecezji. W tej chwili przygotowywane są np. dwa procesy beatyfikacyjne. Ksiądz Józef Stanek z Łapsz Niżnych. Palotyn, zginął w czasie Powstania Warszawskiego, jako Kapelan Oddziałów Powstańczych zamordowany przez Niemców. Jego proces beatyfikacyjny jest w przygotowaniu. Druga postać, to postać Brata ze Zgromadzenia Augustianów. Alojzy Maria Chmiel – Słowak, który kończył gimnazjum w Nowym Targu, zmarł w opinii świętości w 1939 roku jako Augustianin.
Mimo różnicy narodowości jest wspólna wiara, wspólny Kościół, jest wspólna świętość. I kto wie, czy Brat Alojzy nie stanie się kiedyś patronem wszystkich ludzi żyjących na pograniczu – ludzi, dla których różnice narodowe nie są okazją do sporów, ale do wzajemnego ubogacenia. Bo jak Norwid kiedyś powiedział: „Narody łączą się nie tylko przez to, co je do siebie upodabnia, ale łączą się także przez to, co je między sobą różni.”
Wtedy przed I wojną światową, przed laty Polski nie było, ale przecież była. Czym była? Czym była ta, ku której szli. Ks. Ferdynand Machay, Piotr Borowy, Wojciech Halczyn i niech mi będzie wolno powiedzieć, mój dziadek Sebastian Chowaniec, także działacz plebiscytowy. Czym była ta Polska, że do niej tak szli? I wydaje się, że odpowiedź na to pytanie jest właśnie u Norwida. Norwid powiada „bo Ojczyzna, ziomkowie to jest moralne zjednoczenie”. Zjednoczenie, ale moralne.
Dziś czasy się zmieniły. Mamy Polskę, ledwo pamiętamy tamte wydarzenia, ale przecież i dzisiaj stoi przed każdym z nas pytanie. Czy nasza Droga do Polski jest drogą zakończoną? Czy my przypadkiem mimo, że mamy Polskę nie jesteśmy także na Drodze do Polski? I tu dochodzimy do sedna sprawy. My także jesteśmy na drodze do Polski, do tego moralnego zjednoczenia, o którym mówił Norwid. I na tej drodze są przeszkody. I w pewnym sensie muszą być przeszkody i czasem trudno nam znaleźć obok siebie tę Polskę, ku której szli nasi praojcowie. I ja wiem, Moi Drodzy Bracia i Siostry ze Spisza i Orawy, z Podhala, że Wam czasem trudno być z tą Polską, która dzisiaj jest. I mnie trudno. Ale pamiętajmy przecież, że jesteśmy wszyscy na Drodze do Polski. A na tej Drodze chyba najważniejsze są słowa Jana Pawła II, który kiedyś powiedział: „Nie jest łatwo na tym świecie być Polakiem, ale dlatego właśnie, tym bardziej warto być Polakiem.”
“Orawa” 9-14/1991 (Autoryzację tekstu homilii przeprowadził Franciszek Janowiak)