Układ Chyżniański

Układ Chyżniański

Z podręczników historii znamy wiele traktatów czy porozumień, które swoje nazwy wzięły od miejsca ich podpisania. Warto wiedzieć, że był również układ chyżniański. Jego postanowienia ks. Ferdynand Machay nazywał “niebezpiecznym precedensem”, a i tak przedstawiał się on dla Polski korzystniej od obecnego przebiegu granicy państwowej na Orawie.

Wszystko zaczęło się od przywiezienia przez ks. Ferdynanda Machaya, wracającego końcem października 1918 r. z wojennego frontu, wieści o upadku Austro-Węgier oraz o krokach podjętych już kilka dni wcześniej przez Słowaków i Czechów, zamierzających stworzyć własne niezależne państwo. Dalej wypadki potoczyły się już lawinowo. Pierwsze polskie kazania, młodzieńcy obiegający wsie z hasłami: Juz my Polocy! Niech zyje Polska!

5 listopada 1918 r. rozpoczęto budowanie nowego porządku i ugruntowania woli Orawian połączenia się z odradzającą się Polską. Gospodarze z Jabłonki i okolic, zebrali się w domu u Jana Piekarczyka by podjąć wiekopomną rezolucję o treści:
My Polacy na Górnej Orawie, korzystając z zasady samostanowienia narodów o sobie, po rozpadnięciu się państwa węgierskiego, nie chcemy pozostawać w nowoutworzonem państwie czecho-słowackim, lecz żądamy przyłączenia wszystkich polskich ziem w żupaństwach: trenczyńskiem, orawskiem i spiskiem do wielkiej, katolickiej Polski.

Powołano też Radę Narodową, którą upoważniono do sprowadzenia na Orawę polskich żołnierzy. Nad wypełnieniem woli Orawian, czuwała Organizacja Narodowa w Nowym Targu z Prezesem dr Janem Bednarskim. Jej realizacja nastąpiła 6 listopada, kiedy to z Czarnego Dunajca przybyło na Orawę polskie wojsko w sile plutonu pod komendą por. Tadeusza Dąbrowskiego, witane w Piekielniku i Jabłonce przez kilkutysięczne zgromadzenia Orawian. Drugim, około czterdziestoosobowym plutonem dowodził por. Jerzy Lgocki, który tego samego dnia objął Suchą Górę i Głodówkę.
W atmosferze tryumfu i pierwszych wielkich polskich dni na Orawie od czasu zażegnania protestanckiej przemocy w wieku XVII, polscy działacze narodowi, troszczyli się również o ułożenie dobrosąsiedzkich relacji ze Słowakami. 3 listopada dr Bednarski wystosował do prezesa słowackiej rady list gratulacyjny na okoliczność wydostania się spod madziarskiego jarzma i wyrażający ufność w pomyślne rozgraniczenie na obszarze styku obu narodowości.

Optymizm polskich działaczy znalazł aprobatę u słowackich sąsiadów, wyrażoną przez ich przedstawicieli podczas spotkania odbytego 10 listopada w Żubrohławie. – Była to pierwsza konferencja ze Słowakami, gdzieśmy bardzo szybko przyszli do porozumienia. I Skiczak i ks. Grebacz przyznali otwarcie, że lud polski należy się Polsce. Myśmy ich zapewnili, że ani do jednej słowackiej wioski nie wstąpimy po przysięgę ludzi dla Polski, oni też obiecali, że nam nie będą przeszkadzać. Dawni znajomi i przyjaciele, cieszący się upadkiem wspólnego wroga, przyszli łatwo do porozumienia – pisał ks. Machay, który wspominał również kolejne rozmowy z posłem Skiczakiem, dotyczące zagadnień gospodarczych, a nawet jego próśb o interwencję zbrojną polskich legionistów przeciw węgierskim żandarmom.

Braterskie wrażenie ze spotkania w Żubrohławie zatarte zostało przez protest Słowaków przeciw planom Polaków wyrażony kilka dni później podczas rozmów w Dolnym Kubinie. Postawa ta była wyrazem zjawiska zdiagnozowanego już później przez ks. Machaya w gorzkiej opinii: – Przy tych poważnych usiłowaniach o zgodę z Słowakami, zapomnieliśmy, lepiej mówiąc, nie wiedzieliśmy jeszcze o smutnej rzeczywistości, że Słowacy nie mają nic, albo niezwykle mało do gadania w nowej republice czesko-słowackiej. Odzywaliśmy się gorącemi słowami, może aż nazbyt uprzejmymi do narodu, o którym byliśmy przekonani, że los swego bytu politycznego i kulturalnego będzie trzymał w swoich rękach, tymczasem nie był to naród wolny, tylko podnóżek dla powiększenia i wywyższenia Czechów.
W grudniu 1918 r. wojska Czeskie zajmowały już tereny na Spiszu i Orawie, łącznie z polskimi wioskami powiatu namiestowskiego, gdzie polska działalność została utrudniona przez incydent z Orawskiej Półgóry, gdzie jeden z polskich żołnierzy występując w obronie miejscowych Żydów, nieszczęśliwie postrzelił śmiertelnie jedną kobietę. Od tego momentu nasilał się konflikt interesów sprawy polskiej na Orawie i ambicji praskich polityków, którzy całkowicie podporządkowali sobie Słowaków.
Rokowania polsko-czechosłowackie
Rozładowaniu napięcia służyć miały zawarte w ostatnich dniach 1918 r. porozumienia polsko-czechosłowackie dotyczące tymczasowego rozgraniczenia opartego na aktualnym stanie posiadania obu stron. 24 grudnia umowa w sprawie zawieszenia broni i wojskowej linii demarkacyjnej podpisana została 24 grudnia w Popradzie. Tydzień później, tj. 31 grudnia, podobne rokowania odbyły się w Chyżnem.
Na konferencji w Chyżnem stronę polską reprezentowali: ppłk Witold Filmowski, por. Tadeusz Dąbrowski, dr Jan T. Dziedzic oraz przedstawiciele Rady Narodowej w Jabłonce: księża Eugeniusz Sikora i Ferdynand Machay. Ten ostatni tak opisywał przebieg obrad:

Czech Kubat, jako zwołujący obrady, zażądał od nas natychmiastowego opróżnienia zajętego przez nas terenu, gdyż ma on rozkaz od płk. Vixa obsadzić całą Słowaczyznę, po starą granicę węgiersko-galicyjską. (…) Przypomniał nam jeszcze, że jego marynarze [sic! – red.] to bardzo bitni chłopcy i nie daj Boże, aby do czego doszło, bo daliby się bardzo we znaki. Powiedział to tonem wcale grzecznym i spokojnym. Odpowiedziano mu również spokojnie, że Polska obsadziła ziemię polską, której obywatele chcą należeć do Polski i wcale nie ma zamiaru oddać tych wiosek. Przeciwnie, żąda opuszczenia polskich wiosek w powiecie namiestowskim, które Czesi nie wiadomo jakiem prawem zajęli.

Wywiązała się obszerna dyskusja , poruszająca znane nam już wywody o duchu słowackim i granicach historycznych. Stanęło wreszcie na tem, co i w Popradzie: na stanie posiadania, według którego powiat Namiestów przypadł Czechom, nam zaś wszystkie polskie wioski z okręgu trzcianskiego. Jako ostatni punkt układu włożono na wzór Popradu uroczyste orzeczenie Polski, że Polaków w Namiestowskim tą chwilową umową wojskową się nie zrzeka. Dwaj Czesi bardzo się temu sprzeciwiali, lecz musieli to wpisać do protokołu. Najbardziej ich wyprowadziło z równowagi, że aż dwaj księża przyszli na obrady, Słowacy – nasi dobrzy znajomi – milczeli przez cały czas.

W wyniku porozumienia, z terytorium opanowanego wcześniej na Orawie przez Polaków, które obejmowało w swym maksymalnym zasięgu 29 miejscowości, pozostał pod polską administracją 15 z nich. Były to wyłącznie wioski powiatu trzciańskiego (wioski obecnie należące do Polski oraz Sucha Góra i Głodówka). Zabrakło miejscowości powiatu namiestowskiego, a odpadły również te, które zajęte były tylko doraźnie ze względów strategicznych.
Taki stan rzeczy ksiądz Machay ocenił jako “niebezpieczny precedens”. Wkrótce okazało się jednak, że o wiele bardziej niekorzystne dla Polski było jego niedochowanie przez wiarołomnych partnerów.
Na włączonych do Polski obszarach, wprowadzono tymczasowe struktury administracyjne, w niektórych miejscowościach uruchomiono także szkoły i urzędy pocztowe, a do mieszkańców trafiły znaczne ilości nafty, mąki, soli i cukru.

Złamane słowo
Pomimo zawartych umów, rosnące w siłę jednostki armii czeskiej stale zagrażały polskim posterunkom, posuwając się do zbrojnych prowokacji. Ukoronowaniem owego wiarołomstwa była dyplomatyczna intryga, na skutek której polskie oddziały po 13 stycznia 1919 r. wycofały się ze Spisza i Orawy, gdzie natychmiast rozpoczęła się czeska zbrojna okupacja, obfitująca w zwalczanie polskości oraz grabieże, wymuszenia i przemoc posuniętą do przypadków zabójstw.
Jeszcze “śmielej” Czesi kilka dni później postąpili na Zaolziu, gdzie 23 stycznia wojska czeskie w liczbie 16 tys. żołnierzy, z pociągiem pancernym i artylerią, wkroczyły na Śląsk Cieszyński. Atak ten był złamaniem umowy z 5 listopada 1918 r. Podczas konfliktu Czesi dopuścili się szeregu zbrodni na polskich jeńcach wojennych oraz na ludności cywilnej. Najgłośniejszą z nich był tzw. „mord w Stonawie” dokonany 26 stycznia 1919 r., gdzie Czesi zakłuli bagnetami kilkunastu wziętych do niewoli jeńców z 12 pułku piechoty. Wojsko czeskie zamordowało też wziętych do niewoli jeńców w Bystrzycy oraz cywilów w Karwinie. Bojówki uzbrojonych Czechów oraz czeskiej żandarmerii zamordowały również kilkudziesięciu polskich działaczy narodowych, a kilka tysięcy Polaków zostało zmuszonych do opuszczenia domów i ucieczki do Polski.
W kontekście tych wydarzeń na Śląsku Cieszyńskim na mieszkańców Orawy i Spisza wywierano presję aby opowiedzieli się za państwowością czechosłowacką. Grożono im, że o ile nie podpiszą stosownej deklaracji, zostaną w ciągu roku wysiedleni i utracą swoje mienie. Wprowadzono też zakaz posiadania polskich książek, broszur i gazet.
Rozmaite naciski, czy wręcz terror nasilały się w momentach kluczowych dla rozwiązania kwestii plebiscytowego rozgraniczenia. Do głosowania jednak nie doszło. W czasie zagrożenia bolszewickiego, Polska została zmuszona do wyrażenia zgody na rozstrzygnięcie sporu przez zachodnie mocarstwa. Decyzja Rady Ambasadorów wytyczyła linię graniczną podobną do ustaleń układu z Chyżnego, acz zawierającą oddanie części Lipnicy Wielkiej Czechosłowacji. W 1924 r. ów fragment został złączony z wsią Polską za cenę oddania Suchej Góry i Głodówki. Te raz jeszcze powróciły w garnicy Rzeczypospolitej w 1938 r. Wówczas na niespełna rok, poprzedzający wybuch II wojny światowej i słowacką okupację na Orawie i Spiszu, przywrócona została granica z grudnia 1918 r., do której po wojnie już nie powrócono.