Orawska droga do Polski

Orawska droga do Polski

W 1918 r. Polska odzyskała byt państwowy, choć przez kolejne miesiące trzeba było jeszcze walczyć o utrzymanie zdobytej niepodległości i wyznaczenie przyszłych granic. Podobnie na Orawie, bój o zjednoczenie z odrodzoną Ojczyzną trwał długo, ale listopadowe wydarzenia potwierdziły niepodważalne prawa i wolę Polaków żyjących na Górnych Węgrzech.

Nie wiem, czy w Krakowie z większym zapałem przyjęto zmartwychwstanie Polski, jak w Zubrzycy Górnej lub Rabczycach. Nigdzie najmniejszego oporu. Ludzie po wysłuchaniu przemówień zanucili “Serdeczna Matko”, po odśpiewaniu tej pieśni dźwignęli prawą rękę, by zaprzysięgnąć się, że się od Polski-Matki nikomu oderwać nie dadzą. – dojście to tak budujących wniosków ks. Ferdynanda Machaya poprzedziły wydarzenia listopadowych dni, tyle wzniosłych co i burzliwych.

Wszystko zaczęło się od przywiezienia przez ks. Ferdynanda Machaya, wracającego z wojennego frontu wieści o upadku Austro-Węgier, o krokach podjętych już kilka dni wcześniej przez Słowaków i Czechów, zamierzających stworzyć własne niezależne państwo. Dalej wypadki potoczyły się już lawinowo. Pierwsze polskie kazania, młodzieńcy obiegający wsie z hasłami: Juz my Polocy! Niech zyje Polska!
Podniosła atmosfera i buzujące emocje najszybciej dały się we znaki przedstawicielom węgierskiej administracji. Oto orawscy chłopcy, w niedzielny wieczór 3 listopada 1918 r., jako jedni z pierwszych na ziemiach polskich, rzucili na kolana dotychczasowych stróżów obcego aparatu państwowego. Żandarmi się rozbiegli, był tylko komendant na miejscu [w Jabłonce], ale bez czapki i broni.

Wśród Orawian pojawiła się nadzieja na wolność i jej gorące pragnienie. Różne jej pojmowanie prowadziło niektórych  na myślowe manowce, czego smutnym potwierdzeniem była rebelia jakiej 4 listopada dopuścił się prosty lud. Przemoc i grabieże spadły na głowy dotychczasowych wyzyskiwaczy i gorliwych strażników madziarskiego reżimu państwowego.
Nawet w tem położeniu udało mi się – pisał ks. Machay – zebrać kilkudziesięciu gospodarzy z polskiej Orawy aż po Wesołe, którym wytłumaczyłem obszernie nowe polityczne dążenie ziemi orawskiej, przekonywując ich z łatwością o konieczności szukania dróg do Polski. Podpisali wszyscy tego rodzaju oświadczenie i zaopatrzeni instrukcjami, co mają robić, wrócili do swoich wiosek, przywożąc z Jabłonki oprócz wieści o rewolucji (tak sobie lud ten rabunek nazwał), także wieści o Polsce.

Niejako w opozycji do wydarzeń z dnia poprzedniego, już 5 listopada podjęto działania budujące nowy porządek i ugruntowujący wolę połączenia się Orawian z odradzającą się Polską. Gospodarze z Jabłonki i okolic, zebrali się w domu u Jana Piekarczyka by podjąć wiekopomną rezolucję o treści:
My Polacy na Górnej Orawie, korzystając z zasady samostanowienia narodów o sobie, po rozpadnięciu się państwa węgierskiego, nie chcemy pozostawać w nowoutworzonem państwie czecho-słowackim, lecz żądamy przyłączenia wszystkich polskich ziem w żupaństwach: trenczyńskiem, orawskiem i spiskiem do wielkiej, katolickiej Polski.
Powołano też Radę Narodową, którą upoważniono do sprowadzenia na Orawę polskich żołnierzy.
Nad wypełnieniem woli Orawian, czuwała Organizacja Narodowa w Nowym Targu z Prezesem dr Janem Bednarskim. Jej realizacja nastąpiła 6 listopada, kiedy to z Czarnego Dunajca przybyło na Orawę polskie wojsko w sile plutonu pod komendą por. Tadeusza Dąbrowskiego, witane w Piekielniku i Jabłonce przez kilkutysięczne zgromadzenia Orawian.
Jabłonka w dzień 6 listopada robiła wrażenie jakiejś wielkiej stolicy światowej. – wspominał ks. Ferdynand Machay. Pełno ludzi po drodze, wszystko zaciekawiona patrzy w stronę Czarnego Dunajca, czy już nie jadą. Ludziom się zdawało, że cały świat o niczem nie myśli i nie mówi, jak tylko o naszej pracy, aby się do Polski dostać. (…) Grzmiąca, jak tysiąc piorunów przysięga na wieczystą wierność Polsce udowodniła każdemu, że w sercach ludzkich istnieje przecież przywiązanie i miłość do swojej narodowości, która się przy takich wstrząśnieniach politycznych, jakie były w jesieni 1918, rozbudzi i powstanie do śmiałych czynów.

Kolejne dni upływały na wyborach wójtów i rad gminnych we wszystkich okolicznych wioskach, a z ich mieszkańcami spotykali się działacze narodowi głosząc wiadomość o upadku Austro-Węgier i konieczności połączenia się z rodakami w Polsce i prawie do samostanowienia o sobie. Podejmowana wówczas argumentacja została streszczona w odezwie “Do Polaków Spisza, Orawy i Czacy”.
Sam 11 listopada był już na Orawie kolejnym dniem pracy Narodowej. Jak odnotował to ks. Machay – Przez dobry tydzień żyliśmy na Orawie po dokonanem wcieleniu małego skrawka Orawy do Polski, bez wszelkich wiadomości ze świata. W ciągu kilku dni Orawianie odrobili wszystkie polskie doświadczenia powstania i rewolucji, romantycznego zrywu i mozolnej pracy organicznej, radości zrzucenia obcego jarzma i powitania polskiego żołnierza, ale poczuli również ciężar wyzwań stających przed narodem chcącym o sobie stanowić, być Niepodległym.